środa, 21 grudnia 2011

Atmosfera świąteczna rośnie

Cały dzień w drodze. Jak na złość dzisiaj kiedy jechałam do Poznania pogoda zaczęła być zimowa. Łącznie 7 godzin za kierownicą:(  Muszę jednak przyznać, że bardzo miło i owocnie było w Poznaniu.
Zostało tylko 2 dni do świąt i nabieram rozpędu. Magicznie jak zawsze. Uwielbiam przygotowania i chociaż brakuje czasu to tylko mobilizuje.
Wiem, że będziemy się cieszyć chwilą bycia razem, smakami które są "prawie w genach". Bardzo też kibicuję Madzi. To jej pierwsza Wigilia samodzielnie przygotowana. Stare i nowe przepisy i smaki będą na pewno nie do zapomnienia. najważniejsze, żeby było czule i uroczyście jedocześnie. Zawsze się wzruszam. nigdy nie zapomnę pierwszej wigilii bez Mamy. Przemijanie i radość miesza się w tych świętach bardzo mocno, jednak radość dominuje. Wczoraj śnił się mój ukochany Tata - jak bardzo ciągnął do nas ....
Muszę szybko kończyć bo za bardzo się rozczulę a tyle jeszcze do przygotowania.
Na osłodę kociaczki

 

piątek, 16 grudnia 2011

Nadchodzą Święta

To już tydzień został do Świąt. W tym roku będziemy w nieco mniejszym gronie niż zazwyczaj, ale już zaczynam w głowie porządkować co będzie na stole wigilijnym.
13 potraw? Zobaczymy

1. Zupa rybna (mojego autorskiego przepisu)
2. Barszcz czerwony wigilijny
3. Uszka z grzybami
4. Karp smażony
5. Grilowany łosoś
6. Grilowany pstrąg
7. Ryba w galarecie
8. Śledź pod pierzynką
9. Kluski z makiem
10.  Kapusta z grzybami
11. Kapelusze prawdziwkowe panierowane
12. Krokiety ziemniaczano-orzechowe
13. Ciasto (makowiec, sernik)

Uff - udało się

To wszystko będę przygotowywać w piątek i sobotę. Mam nadzieję dom będzie pięknie pachniał wigilijnymi przysmakami.

Pocieszymy się przyjemnościami bycia razem i jak zawsze będzie to najważniejsze święto roku.

Teraz troszkę o kociakach. Rosną bardzo szybko i zaczynają rozrabiać. Jeszcze ciągle uczą się załatwiania do kuwety, pociech mamy z tym co niemiara :)


wtorek, 29 listopada 2011

O kocich postępach oraz powroty do października

Zacznijmy od kociaków. Ponieważ są tylko dwa rosną jak na drożdżach. Są takimi małymi grubaskami, że trudno im chodzić, ale stawiają już pierwsze kroki. Barca nawet już sam wytacza się z kociej budki:)
Obydwaj są bardzo przystojni i będą z nich duże kocurki.

Tutaj Barca z czułymi rodzicami

Tutaj grasujące po stole :)


















Teraz jednak czas na chwilę wrócić do początku października.

Już nie pamiętam kto rzucił pomysł, w każdym razie postanowiliśmy w Jarach zorganizować pierwszy Jarski October Fest. Plan był taki, żeby wykorzystać okazję pobytu w naszej przemiłej wiosce Stowarzyszenia Twierdza Wrocław, które miało bankietować w namiotach wojskowych, ale niestety życie napisało inny scenariusz. Twierdza się rozmyśliła więc impreza odbyła się o tydzień wcześniej. Namioty pożyczone od Twierdzy rozstawili nasi panowie we własnym zakresie, a wspaniałe jarskie gospodynie przygotowały pyszności, jak się później okazało było ich co nieco za dużo - ale było przepysznie.

Dla miłego wspomnienia pokrótce wymienię menu :

Kaszanka z cebulą; Kiełbaski bawarskie, Sałatka ziemniaczana; Sałatka jarzynowa; Kociołek pieczony w ognisku; Seler naciowy + marcheweczka  z serkiem czosnkowym dla przegryzki; Golonki indycze w kapuście kiszonej; Zupa Grochowa; Karpie wędzone; Sałatka śledziowa; Jarcaki :) - to tylko wiedzą Ci co byli; Ciasta. 
Piwo oczywiście organizował prezes. Wszyscy się bardzo angażowali w przygotowania. Było naprawdę wspaniale.
Po raz pierwszy na tej imprezie ruszyła też nasza wojskowa kuchnia polowa i świetnie się spisała.

Cieszę się, że wyszło nam przebieranie w stroje ludowe lub stylizowane na ludowe - bawarskie oczywiście, ze wszystkimi pobocznymi skojarzeniami.

Graliśmy, śpiewaliśmy, rozmawialiśmy. 

Bawiliśmy się świetnie. W przyszłym roku koniecznie trzeba to powtórzyć :)


To nasza kuchnia wojskowa - dla znawców militariów KP-25 :) świetna.











Przystojniak w bawarskim gajerku :) 








No  a to Ryś bawarski :)





 Pięknie się prezentujemy. Prawda ?


                                                                                    Dwie gwiazdy :)








sobota, 19 listopada 2011

Pierwszy tydzień życia

Kotki bardzo szybko rosną. Są dwa chłopaki Barca i Bond. Bond strasznie jest spasiony brzuch mało mu nie pęknie od matczynego mleczka. Barca spokojniejszy i bardziej oszczędny w jedzeniu.

To oczywiście Bond :)














A to Barca :)

















Nasz Elliot spokojny bardzo po lekach, ale na święto niepodległości bardzo patriotycznie dał się upolować na tle flagi narodowej :)

Jeszcze dla smaku chleb z mąki ekologicznej upieczony przeze mnie :) niech wam ślinka leci



piątek, 11 listopada 2011

Najważniejsze wydarzenie

Daisy powiła maleńkie cudne istotki - dwa piękne białe kotki.
Wymaga spokoju i opieki ale bardzo dobrze sobie poradziła. Kłopot w tym, że zamówienia były na 5 kociaków a urodziły się tylko 2. Będzie konkurs piękności o nowy dom dla kociaków.








wtorek, 11 października 2011

Jeszcze słowo o wakacjach i powakacyjnych wydarzeniach




Urlop w tym roku był wyjątkowo długi - całe 2 i pół tygodnia i zaczął się bardzo przyjemnie od spotkania w szkółce leśnej organizowanego przez leśników i naszą Sołtys. Oczywiście pomagało wiele osób, gospodynie przyniosły co nieco do przekąszenia. Zobaczyliśmy jak w szkółce przygotowuje się rozsadę, która za chwilę (ta chwila może trwać 3 lata) trafia do lasu, żeby przez kilkadziesiąt lat cieszyć zwierzęta i ludzi.



Na imprezie było ciekawie, wesoło i nawet mieliśmy najprawdziwszego mnicha buddyjskiego :) Co to się na tej naszej wsi wyprawia.













Nasze Stowarzyszenie podało również wyniki konkusu na najpiękniejszy ogród w Jarach. Bezapelacyjnie wygrała Małgosia i jej kolorowy, piękne zakomponowany i zadbany ogród. Zazdroszczę.









Wrzesień, więc czas na grzyby. Pojechaliśmy do moich rodzinnych stron - Eldorado grzybowego. No właśnie - Eldorado było, tylko grzyby zupełnie nie dopisały. Gorzowskie lasy mają magiczną moc. Łatwo tu naładować akumulatory ciepłą i pozytywna energią. Jeziora, lasy głównie sosnowe i trochę liściastych (kto nie był niech zajrzy kiedyś do rezerwatu "Zdroickie buki"). Można nacieszyć się doskonałym powietrzem i jeśli są to grzybami.





Ach chciałoby się tam być jak najdłużej ...









Wróciliśmy do Jar tylko na chwilę żeby przygotować się do wyjazdu no Chorwacji. Pojechaliśmy w to samo miejsce, do tego samego apartamentu, na tę samą plażę. Było cudownie. Zaczęliśmy od Parku Narodowego, który w ubiegłym roku nas odstraszył zimną, deszczową i wietrzną pogodą. W tym roku na Plitvicach pogoda była jak drut. Jak tam pięknie. Masy wody o pięknej szmaragdowej barwie. Jeziora są na kilku poziomach, pomiędzy którymi woda spływa wszelkimi możliwymi drogami. Ptaki, soczysta zieleń roślin, korzystających z wilgoci, dawanej przez jeziora i przełomy. Nie spodziewałam się, że obrazy przyrody mogą na mnie robić tak duże wrażenie.
Trochę mi przeszkadzały dość duże tabuny ludzi - ale każdy chce zobaczyć.

















Później było już tylko byczenie się na plaży, kąpiele w cieplutkiej wodzie, pyszne jedzenie i bardzo dobre humory.
Nie byłabym sobą gdybym nie zestawiła tych dwóch zdjęć

Ratownik A.D. 2010
Widać różnicę? Czapka inna, woda cieplejsza - poza tym, jak gdyby nie minął rok.

Ratownik A.D. 2011





























Dużo czytaliśmy, jedliśmy i cieszyliśmy się każdą chwilą - obiecaliśmy, że jeszcze tam pojedziemy

Po tych wspaniałych wakacjach wróciliśmy do Jar. Polska złota jesień w tym roku dopisała. Więc o tym co się działo w najbliższym czasie c.d.n.


wtorek, 23 sierpnia 2011

Sierpniowe przyjemności



Nareszcie przyjemności lata. Tyle się ostatnio wydarzyło. Po pierwsze przyjechała moja kochana szarańcza w bardzo zacnym żeńskim składzie.
Czworo dzieci, a jedno dodatkowe w brzuszku:), cztery damy i koteczka Amusia. Cała chata radości i zamieszania.
Goście zachwyceni jak co roku Jarami, a pyszne mleko i sery znikały w tempie światła.
Pogoda i humory dopisywały.
Pierwsza wyprawa dziecięca do natury - oglądanie cudnej urody cielaków. Takie piękne stado. Mało już takich widoków

Cała jednak para szła w przygotowania do wyjazdu do Bolesławca na PARADĘ GLINOLUDÓW.

Miotły zamówiła Agatka - ręczna cierpliwa praca - większe dla starszych i małe miotełki dla dzieci. Pokój hotelowy,  który miał być naszą oazą okazał się dośc ponura nora ale przynajmniej był prysznic z ciepłą wodą.
Pierwsze zakupy były bardzo udane. Wszystkie coś dla siebie znalazłyśmy. Potem najważniejsza część dnia. Przygotowania do parady.

Było pełno śmiechu



Później malowanie i przemarsz








Tak było, a później pyszna kolacja i powrót do naszych ukochanych JARSKICH KLIMATÓW.

A na koniec link do zdjęcia naszych kochanych czarownic w pochodzie













poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Kilka zdjęć

Pogoda tego lata dość łogawa, ale za to pojawiły się grzyby. Trzeba korzystać z tej dobroci natury i brać ją garściami.












Kicia odpoczywa
















Ci...... kicie śpią












Dzisiaj nastawiam nalewkę z borówki amerykańskiej. Będzie pyszna:)

sobota, 30 lipca 2011

Połowa lata

Nie chce mi się wierzyć, że połowa lata za nami. W tym roku jest bardzo nietypowo. Dużo deszczu, ciągle praca i bardzo mało czasu na prawdziwe cieszenie się pięknym otoczeniem. Moja grządka sprawdziła się znakomicie. Ogórki tylko wypadły słabo. Będę niestety musiała kupić na zewnętrznej.
Jutro pracujemy nad kuchnią wojskową. Mam nadzieję, że uda nam się odpalić ją i na wrześniowym spotkaniu Twierdzy Wrocław u nas będę serwować właśnie z tej kuchni, poza tym mamy zaplanowany jarski October Fest, który też zakłada, że nasza KP będzie działała bez zarzutu.

poniedziałek, 11 lipca 2011

Na straganie w dzień targowy .....

Taka świecka tradycja powstała w naszym domu. Po sobotnim śniadaniu - zawsze jajecznica z pysznymi dodatkami, wybieramy się na targowisko w Trzebnicy. Pachnące ogórki, koper, warzywa i owoce trafiają do naszych koszy, a później radość przetworzenia tych pachnących cudowności w najprzepyszniejsze dobra na stole. To magia, tak będziemy powtarzać do schyłku lata.
Jest też niewielka ilość dziegciu w tym rytuale. Na naszych targowiskach sprzedają głównie handlarze a nie producenci:) Marzę o tym żeby jak na targowiskach francuskich kupować od lokalnych rolników i żeby nie było to marginalne zjawisko na naszych targach. Ale i tak co sobotę będę tam trafiać w sezonie bo pachnie, wygląda i mam co zrobić do "paśnika Mańczaka". Teraz głównie małosolne na tapecie.

środa, 8 czerwca 2011

Nalewki na start

Sezon owocowo kwiatowy w pełni. Nie ma więc czasu na zwłokę. Trzeba zadbać o przygotowanie dobrych nalewek na długie ciemne i zimne wieczory przy kominku.

Nastawione są już nalewka truskawkowa - cudnie pachnie i ma śliczny kolor; nalewka na kwiatach czarnego bzu - medicine; nalewka na młodych pędach sosnowych - też medicine.

Może w tym roku spróbuję również czereśniówkę, a już na pewno zrobię swoją pierwszą w życiu orzechówkę.

Wszystkim którzy lubią naleweczki mojej produkcji już zapowiadam, że będziemy mieli duży wybór do kosztowania.

Poza tym pomału widzę światełko w tunelu jeśli chodzi o moją paskudną chorobę (wczoraj po paru godzinach pracy padłam i spałam całe popołudnie wieczór i noc). Jeszcze trochę i znów będę w pełni sił :)

czwartek, 2 czerwca 2011

Jak tu się cieszyć

Bardzo dawno nic nie pisałam, bo w Święta Wielkanocne dopadła mnie choroba. Nie zapowiadało się tak groźnie ale niestety rzeczywistość jest niemiła. Okazało się, że moi francuscy koledzy zarazili mnie kokluszem, tak tak. Minęło już przecież ponad 5 tygodni a ja wciąż zmagam się z tym okropnym choróbskiem. 


Ale troszkę optymistyczniej niech będzie.
Przede wszystkim dwa słowa komentarza do nowego zdjęcia. Okazało się że w naszym jarskim Manixowie mamy nowego mieszkańca. To około 90 centymetrowy zaskroniec "Max". Ogólnie rzecz biorąc nie lubię węży, ale jak nie kochać Maxa :)


Wrócę na chwilę do Świąt, bo to przecież to dla mnie zawsze bardzo ważne wydarzenie.



Bardzo cieszyłam się na Madzię z dziewczynkami. Po prostu miękko mi się robi w nogach jak jesteśmy razem.
Postanowiłam z Gabrysią poszaleć troszkę.
Co było przygotowane

żurek,
Galaretka z indyka,
zwykła ale za to pyszna sałatka jarzynowa
łosoś pod serkiem i ogóreczkami
biała i polska kiełbasa z chrzanem oczywiście
mięsa i wędzonki
no i jaja oczywiście

Jaja w wydaniu dziecięcym czyli muchomorki i w wydaniu dorosłym czyli według przepisu AniDo gniazdka z szynką parmeńską. pycha.

Pyszne ciasta Pani Basi czyli tradycyjna Baba drożdżowa, mazurek i oczywiście sernik - piękne i pyszne !!!!!

Takie pyszności były i jak smakowały :)

Po śniadaniu dziewczynki szukały zajączka i było dużo śmiechu. Pogoda nam dopisywała wiec bardzo dużo czasu spędziliśmy  na dworze. 
W lany poniedziałek lało się z małych pojemników na wodę bo słonko nad Jarami świeciło niezawodnie. 

Niestety Madzia wjechała w poniedziałek. Zostaliśmy ze zwierzakami i też nam dobrze. 

Moje pomidorowe sadzonki są już ogromne i martwię się, że je zmarnuję. Dzisiaj padał śnieg (całe szczęście nie posadziłam pelargonii jeszcze do doniczek - spokojnie czekają w domu).
Ogórki muszę wysiać jeszcze raz bo byłam bardzo niecierpliwa. Padły moje biedaki od zbyt szybkiego hartowania na wietrze i na dworze.

Pomimo wiosennego przesilenia i tej nieszczęsnej choroby caly czas mam wielki zapał do działania. To piękna wiosna daje tyle przyjemności. 

Jedna moja sosna amerykańska całkiem padła. podejmę jeszcze próbę jej odratowania - anygrzyb i antyprzędziorek. Jeśli nie pomoże będę płakać ale trzeba będzie ją wyciąć.

Kwitną kwiaty, w ogrodach rozpanoszyły się niechciane chwasty, ale u tych co bardziej pracowitych już są wytępione. Na grządkach już rosną wysiane warzywa i kwiaty, a pelargonie już obsypały się kwiatami.

Niestety po mrozach 3 maja wiele roślin ucierpiało. Moja miniaturowa winniczka zmarzła, wszystkie drzewa owocowe zrzuciły kwiaty i owoców nie będzie.

Po ostatniej wizycie u lekarza cały prawie tydzień zwolnienia. Bardzo się pilnuję żeby wziąć leki i jednocześnie maksymalnie się zrelaksować. Jestem pewna że tempo jakie sobie narzuciłam ma bardzo wiele wspólnego z czasem choroby.

Sosna wycięta:(

Dobra wiadomość jest jednak taka, że winogrona się odrodziły i w mojej winniczce będą owoce. 

No i jeszcze jedno od Boba dostałam sadzonki papryki. Cieszę się na nie bardzo.

Na koniec dama Daisy- no czyż nie jest cudna?

niedziela, 17 kwietnia 2011

Pachnąca wiosna

Trochę oszukuję bo nowe zdjęcie nagłówkowe jest z zeszłego roku. Jeszcze nie jest tak kolorowo.
Ale nie o tym chciałam. Zazwyczaj kiedy przychodzi wiosna odzywają się we mnie wulkany energii. W tym roku jest inaczej. Nie mam na nic siły. Ciągle zmęczona i niedospana. Może jakiś mały urlop....
Moje wysiane roślinki pięknie rosną. pomidory już naprawdę są pokaźne. Już nie mogę się doczekać kiedy będzie dla nich dobry czas żeby wylądowały na grządce.
Przeniesliśmy się już na wieś. Dzień jest taki długi. Z dnia na dzień zieleń intensywnieje.
Na naszej nowej działce odziedziczyliśmy po poprzednim właścicielu malutką winnicę. Nie wiem co to za gatunek winogron, ale spróbuję je wyprowadzić. Cieszę się każdą chwilką tej wiosny. Dlatego obowiązkowo trzeba doładować akumulatory.
No i jeszcze jedno - nie mam już swojego ukochanego Harleya :( ale za to będę miała świetne okazje żeby jako pasażer na nim pojechać:)))
Na święta za dużo nie przygotuję, bo niestety jadę do Paryżewa. Wracam w Wielki Piątek. Moja kochana Madzia z dziewczynkami będzie:)))
No nie żeby smakołyków nie było. Oj będzie się działo. Gabrynia będzie chyba szczęśliwa.

No a przy okazji jajko wielkanocne zmechacone :)

czwartek, 31 marca 2011

Muszę zmienić zdjęcia i trochę aktualności wrzucić

Zostawiam sobie to na weekend. Chcę podziałać w ogrodzie, nagotować pyszności i jeszcze pozmieniać pory roku na blogu. Zimowe zdjęcie wiosna nie bardzo pasuje. Tydzień temu byłam w Paryżu. Piękna tam wiosna już zawitała. Forsycje strzeliły na  żółto. U nas jeszcze troszkę. Ten tydzień cały w Jarskich z wyjątkiem środy w pięknie wiosennej Warszawie.

niedziela, 20 marca 2011

Barcelona

Uwielbiam to miasto. Jest przestronne, piękne, bezpieczne, młode i optymistyczne. Byłam służbowo, ale i tak miałam radochę. Był spacer po starym porcie, Rambli i jak zawsze bardzo dobre jedzenie.
W portowej restauracji ostrygi, zupa rybna i paella, a w restauracji z pełnym widokiem na Barcelonę tatar z tuńczyka i pyszne przegrzebki na łożu cebulowo-pomidorowym. Pysznie było :)
W piątek miałam się przemieścić do Madrytu, ale niestety sygnały, które dochodziły z "fabryki w Polsce" były tak dramatyczne, że musiałam zmienić plany i w piątek wracałam bladym świtem do zimnej i śniegiem mnie witającej Polski, co po 18 stopniach  z pięknym słońcem było dla mnie niezbyt przyjemne. Może następny wypad na babski sabat mi się uda. Miało być tak fajnie ....

sobota, 12 marca 2011

Nareszcie krótki urlop narciarski

Oczywiście wszyscy, którzy mnie trochę znają wiedzą że ze mnie taki narciarz jak ...
Ale mam przyjemność z przebywania cały dzień na śniegu, zwłaszcza jak jest słońce.
A już taka przyjemność z Miśkiem i przyjaciółmi nie ma sobie równych.
Mieliśmy jechać do Soelden, ale niestety jakoś urlopy się nie poskładały, więc na 4 dni trafiliśmy do Liberca.
Pogoda była wspaniała, słońce, dobra temperatura i mały wietrzyk.
Na dodatek dobrze mi szło.

Jedzenie czeski też udane, a hotel nowy, czysty i obsługa bez zarzutu.

Diabełki w knajpie na stoku tylko dodały uroku.











Taki zadowolony Misiek to pełnia mojego szczęścia.