wtorek, 28 grudnia 2010

Po Świętach

Zaczeło się okropnie. Zamiast przygotowywać wigilię z powodu mgły na lotnisku we Wrocławiu jechałam z Warszawy autobusem. Wszystkie plany wzięły w łeb. Dojechałam do Jar o 3 nad ranem  i zapadłam w głęboki sen. Rano o 10 panika - przecież to Wigilia i muszę zrobnić zakupy. Po kilku głębokich oddechach zabrałam się do dzieła. Zupa rybna i barszcz gotowy, grzyby  (kapelusze prawdziwków namoczone), ale i tak czasu brakło.
Choinka moja ulubiona - biała z aniołkami i śnieżnymi gwiazdkami....
Tak było, potem to już wszystko (poza kapeluszmi prawdziwkowymi) poszło jak po przysłowiowym maśle.
Piekna wigilia we dwoje ze wszystkimi zwyczajami, zapachami i potrawami

W pierwszy dzień swiąt spacer

Kłapi z nami dzielnie dotrzymywał kroku,














A w drugi dzień swiąt oprócz spaceru piękne kolędowanie u Marty i Boba







Jary to cudowne miejsce, nie tylko przyroda, ale i ludzie jakoś tak pięknie się dobrali. Lubimy podobne rzeczy i zachwycamy się tą sama metafizyką nie tylko od przypadku.
Dziękuje za wszystko, za to że jesteśmy tutaj i za to że chcemy wspólnie tworzyć piękne światy,  ale przede wszystkim, że jesteśmy sobie bliscy jak przyjaciele .........





To anioł największa niespodzianka tegorocznych świąt, niech nas strzeże

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Odliczanie do Wigilii

Nasz piesek Kłapouch jest już udomowiony, ale przede wszystkim jest zwierzakiem współdzielonym. W tygodniu - wtedy kiedy jesteśmy we Wrocławiu mieszka u Rysiów, a w weekendy u nas. Koty nie maja nic przeciwko, tylko Misiek narzeka, że Kłapi strasznie śmierdzi (przesadza chyba trochę).

Plan przygotowań do Świąt realizujemy dobrze. Ryby już sprawione i przygotowane do gotowania, uszka ulepione i ugotowane, kapusta z grzybami zrobiona, a Misiek oprawił choinkę.

W piątek ponieważ późno wróciłam z pracy, nie udało mi się dołączyć do wesołej gromadki warsztatowiczek, pilnie filcujących wełnę i tworzących piękne bombki.
Na szczęście mogłam nadrobić w niedzielę. Zrobiłam jedną - może nie jest najpiękniejsza, ale za to wykonana własnoręcznie.




















Te zrobiły dziewczyny - zdecydowanie bardziej ode mnie utalentowane.

wtorek, 14 grudnia 2010

No to przygotowania pełną parą

Wczoraj niestety moje kochane dziewczyny ostatecznie potwierdziły, że nie przyjadą. Przygotowuję zatem wariant mało przeze mnie lubiany. Będziemy na święta sami i zatem ilościowo i jakościowo będzie inaczej.
Plan następujący. Na Wigilię moja zupa rybna i barszcz z uszkami, ryba po grecku według przepisu Mamy, śledź pod pierzynką, kapusta z grzybami, kapelusze prawdziwkowe w panierce i makowiec. Nie będzie klusek z makiem :( Maciuś niestety nie jada a dla siebie samej nie zrobię bo ilość nie odpowiada nakładowi pracy.
Wszystko pozostałe bez zmian. Opłatek, choinka, prezenty .... Tylko szybko myślę kto będzie śpiewał kolędy.

piątek, 10 grudnia 2010

No to choinka

Tak jak obiecałam, zdjęcia choinki - oczywiście w biurze bo w domu będzie w Wigilię. Śmieszne że juz zrobiłam listę dań i zakupów na święta :) a to jeszcze 14 dni.

środa, 8 grudnia 2010

Idą cudowne święta

Już o nich myślę. Nie o prezentach gwiazdkowych tylko o magii świat. Czym będzie pachniało  z kuchni, jak będą przychodzić na myśl wspomnienia rodziców, radości i niezwykłości tych wszystkich chwil, które za nami, ale też przede wszystkim tego co przyniesie nam przyszłość. Dzisiaj miałam niekłamaną radość z zakupów choinkowych - ozdoby na choinkę do pracy. Jeśli chodzi o choinkę domową to tradycja i białe koronkowe ozdoby będą jak zawsze umilać nam atmosferę. Cały czas negocjuję, żeby moja kochana siostra i ciocia były z nami.
Już układam menu na wigilię i święta i o tym oczywiście napiszę w szczegółach.
Najważniejsze, żebyśmy dla siebie byli dobrzy.
Teraz dwa słowa dosłownie o pracy. Jest dobrze  - jesteśmy dobrym zespołem i wygramy super grę, będziemy najlepsi.








Za parę dni zdjęcie choinki i kilka moich przepisów na moje świąteczne gotowanie

sobota, 4 grudnia 2010

Nadeszła zima

Bardzo szybko w tym roku nadeszła zima - jeszcze w listopadzie. Zasypało Jary śniegiem, wszystko zamarzło. Dzisiaj dalej zimno, ale piękne słoneczko odbija się od śniegu. Kłapi ma najlepszą opiekę pod słońcem.

Jest teraz na chwilę z nami w domu i o dziwo koty się nie buntują a on też zachowuje się neutralnie.
Boi się jednak bardzo cały czas ani na krok mnie nie odstępuje.
 Ciekawa jestem jak w tym roku sprawdzi się przysłowie "Barbary po lodzie - Boże Narodzenie po wodzie".
No właśnie juz niedługo święta. Trzeba zacząć się przygotowywać. Przy takiej pogodzie aż się chce. Ciekawa jestem czy dziewczyny przyjadą? Mam nadzieję, że tak

niedziela, 28 listopada 2010

Święto dziękczynienia

Jakie wielkie i smaczne są indyki. Właściwie powinnam powiedzieć, że to nie jest amerykańskie święto, ale jest z krwi i kości. Bardzo dobre są indyki polskie przygotowywane na to piękne amerykańskie święto. Tak cudnie jest się cieszyć dobrym towarzystwem, wspaniałą atmosferą, nadzwyczaj smacznym jedzeniem.
Bardzo podobało mi się na koniec dziękowanie. Nie zawiodłam się na nikim i mam nadzieję nikt nie zawiódł się na mnie. Kochane towarzystwo mądrych i dobrych ludzi:) .............

Niee mam zdjęć niestety :(
PS. Kłapouch brylował na salonach, a moje owoce pod kruszoną i sosem waniliowym (cholera po tę laskę musiałam specjalnie jechać) smakowały.

niedziela, 21 listopada 2010

Zaległa gęś

Wszystko było przygotowane. Gąska kupiona i na Święto Niepodległości mieliśmy cieszyć się polską tradycją. Niestety Gartner zrobił w tym roku konferencję nieco później niż zwykle i wracałam do Polski wieczorem 11. Gęś nadal leży i czeka i będę ją przyrządzać. Terminów jednak jak na lekarstwo. W najbliższy weekend Andrzejki i Thanks Giving, potem Barbary, może zatem kolejny miły weekend wykorzystamy na uroczyste jedzenie gęsi. Już się cieszę.
Jestem teraz w Soelden i mam piękny widok na góry. Niestety dzisiaj mocno padał śnieg więc nawet zdjęć nie zrobiłam nie mówiąc o pojeżdżeniu na mojej ulubionej trzynastce :) Może jutro matka natura będzie bardziej przychylna.

czwartek, 4 listopada 2010

Refleksja nad grobami

Jadąc z Gorzowa przysłuchiwałam się Trójce. Rozmowa była na temat dlaczego my Polacy masowo wędrujemy przez Polskę i w bardzo specjalny sposób chcemy zbliżać się do naszych zmarłych.

Zastanawiałam się dlaczego ja co roku jadę od 9 lat na groby do Gorzowa na 1 listopada. Przecież jestem agnostykiem, przecież nie do końca rozumiem to misterium chrześcijańskie, które się odbywa na cmentarzach. Chcę być blisko. Po śmierci mojego kochanego Taty podjęłam chyba najlepszą decyzję. Przeniosłam wszystkie groby do Różanek (dziękuje Romci i Iwonce za zgodę i realizację).
Teraz co roku idąc na groby czuję że im wszystkim którzy odeszli jest tam dobrze, razem fizycznie i metafizycznie ze sobą. Lubię być na tym małym cmentarzu. Czuję że życie jest tu uszanowane i adorowane. Co roku robię misterium myślowe  i wiem że jest sens. Nawet młodzi ludzie tam się zachowują inaczej. Kocham Was moi mili którzy odeszli, kocham Was którzy jesteście w realu, cieszmy się sobą bo "ludzie tak szybko odchodzą" .....

wtorek, 2 listopada 2010

Koniec sezonu Jarskiego

Mówią że do trzech razy sztuka. Zaczynam ten post po raz trzeci.
Początek listopada to uzgodniony z Misiem czas przeniesienia życia do Wrocławia.
W piątek przed Świętem zmarłych zabrałam kociaki i zawiozłam je do Wrocławia. Na straży został tylko Kłapouch. Martwię się o niego. Opiekę ma dobrą, ale ciągle z nieufnością podchodzi do budy.
Smutno mi bardzo - nie będzie poranków jarskich przez parę najbliższych miesięcy. Tylko weekendy zostały. Pocieszam się tylko, że jeszcze czeka nas bardzo miły dzień - święto niepodległości.
Mam plan - polska gęś i jak się uda rogale marcińskie. Będzie pięknie.
Gęś już zamówiona a rogale marcińskie  będą wkrótce zamówione - prosto z Poznania.

Przed ewakuacją do Wrocka piękne świętowanie rejestracji Stowarzyszenia Zielone Jary. Teraz nie ma żadnych przeszkód żeby działać.

środa, 20 października 2010

No to mam zaległości

Nie popisałam się bo ostatnio mówiłam, że niespodzianka czeka. No to trochę poczekała.
Kiedy super team (same dziewczyny) wracał z Bolesławca, po drodze zobaczyłyśmy cudny zamek na skale wysoko. Postanowienie - jedziemy pooglądać i poczuć atmosferę. Tak zrobiłyśmy.
Niestety nie zabrałam aparatu i nie ma zdjęć. To wszystko moje zakręcenie.
Dość tych tłumaczeń. Zamek jest surowy, groźny ale mimo wszystko ciepły. Trochę wspólczesnej tandety na dziedzińcu. Ale te wszystkie smaczki dookoła. Ja na schodkach miałam nieco problemów. Na murach wokół zamku pasą się kozy. Kozioł jest charakterystyczny bo kuleje (pozbawiony w jednej nodze "stopy") - nazywają go Kuśtykiem. Trochę tam pamiątek z filmów kręconych na zamku - wystawki w stylu naiwnych witrynek. Ale obiekt robi wrażenie.
A z naszej wyprawy mocnym elementem był piknik. Cudne wydarzenie. Każda z nas coś przygotowała. Stół na kamiennym murze obronnym wygłądał pięknie, a po trudach zwiedzania miałyśmy po prostu wilczy apetyt.
Resztkami zwłaszcza obierek owocowych posiliły się kozy.
Polecam
http://www.grodziec.com/

niedziela, 26 września 2010

Od czasu do czasu, jakbym słyszała .....

Pięknie wakacje w Chorwacji. Droga do Vodic była udana i przebiegła jak na 12 godzin zadziwiająco szybko. Mieszkanie bez wodotrysków ale całkiem miłe, a najważniejsze że był taras na którym jedliśmy śniadanka i można było pobiesiadować.
Pierwszy dzień pod znakiem RATOWNIKA :)

Woda niestety w morzu była zimna, więc się nie zanurzałam.

Ale jedzonko było pyszne, złaszcza owoce morza.





Wszyscy zauroczeni pieknymi okolicznościami przyrody.









Jak juz okrzepliśmy w naszych Vodicach pojechalismy na wycieczkę nad piekne przełomy rzeki Krka (wydaje się nie do wymówienia, ale podobno mówy się Kyrka). Pięknie, a na dodatek pojedlismy tam specjałów - kiełbasę i szynkę oraz boczek dojrzewający i pachnący ziołami i trawą. A żeby nie było za ciężko wypilismy "medicinę" i pośpiewalismy pieśni polskie i inne tez. Bylo też co niemiara uciechy z kąpieli w rwącej rzece - właściewie pod ochrona bo w baliach z silnymi strumieniami wody. Na koniec kąpiel w ostatnim stopniu wodospadów - ja nie plywałam :(

Potem laba na plaży i pod figą ktora rozpościerała się na naszym podwórku, oj słodziutkie były te owoce.










Jeden dzień pogoda nie bardzo dopisywała więc wybraliśmy się do Splitu do pałacu Dioklecjana. Wtedy naprawdę wróciłam myślami do naszego ostatniego tam pobytu przed kilkunastoma latami. Piekne to miejsce i nie poddaje się łatwo znakom współczesności. Jedyną różnicą, jaka była widoczna dla mnie był targ. Wówczas sprzedawali tam owoce i warzywa a dziesiaj wszechobecną chińską tandetę.



Niezależnie od tego zawsze warto w takie miejsca się wybrać.








Z Misiem popłyneliśmy tez na Kornati, Cały dzień na statku i w pięknych krajobrazach. Niestety mój żołądek odmówił posłuszeństwa i straciłam ponad połowę przyjemnosci.












Poza tym wszystkim peka i jagnięcina pyszne, a medicine do dzisiaj wspominamy wspaniale.

Jak powiedział klasyk Darek, Jary to najdziwniejsza wiocha w Polsce, nie dość że na imprezach często mówi się po angielsku to ponadto jedziemy razem na wakacje (z rowerami) i jest świetnie. Wszytkim bardzo dziękuję za cudne wakacje, bo to nie tylko piękne miejsce ale przede wszystkim ludzie którzy tworzą klimat i niezapomniane wspomnienia. :)))))

Za chwilę o nieco innym wydarzeniu czyli o babskim pikniku, ale najpierw musze zabrać zdjęcia.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Święto ceramiki - zwykle na koniec lata

Nie pamiętam, który juz raz byłam w Bolesławcu na Święcie Ceramiki. Niby to samo i prawie tak samo, ale to prawie robi wielka różnicę. Miasto w sumie niewielkie, ale jaka energia w ludziach. Bardzo mi się podoba, że cała chińska tandeta jest wyrzucona poza główny nurt zdarzeń.

Glinoludy w tym roku były przeurocze co widać na zdjęciu. Pięknie jak zawsze było zobaczyć co ludzie robią z gliny, ale pochód, te małe formy, zaanażowanie i przygotowanie robi wielkie wrażenie


Małe ojczyzny żyją i to bardzo mi się podoba. Będę tam jeżdzić co roku bo warto. Jesli ktoś jeszcze nie był serdecznie zachęcam. Szkoda tylko, że plenery ceramiczne jakoś ucichły.


Tak było.
Koty rosną



wtorek, 10 sierpnia 2010

Nie miała baba kłopotu

No właśnie. Wszystko naraz. Nowe kociaki w ilości 6 sztuk i obłędne tempo w pracy. To wszystko razem wzięte powoduje, że żyje w ciągłej gonitwie i już nie mam tego oddechu co jeszcze kilka miesiecy temu. Niech tak będzie, bo stworzenia są cudne. Na zdjęciu Elliot w budce z małymi. Zajmuje się nimi i Daisy w sposób znakomity. No i wreszcie postep bo kociaki zaczynaja same odwiedzać kuwetę. A ja zachowuję się zupełnie idiotycznie i wszystko im podporządkowałam. Jest jeszcze jeden news zwierzęcy. Przybłąkany kundelek. Zadomowił się na naszym podwórku. Może ktoś, kto przegleda moje notatki z życia wzięte go rozpozna. Niech da znać.

Nazwałam go Kłapouchem - no czyż nie kłapiaste ma uszy?


Martwi mnie jedynie to że zupełnie podupadła moja radość z gotowania, ale na to też przyjdzie jeszcze czas. Niech maluchy podrosną.


Jeśli chcecie wziąć odpowiedzielność za opiekę nad kociakiem i mieć go u siebie dajcie znać - czekam.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Kociaki rosną a życie zawodowe też kwitnie

To już 4 tygodnie od czasu kiedy na horyzoncie pojawiły się kociaki. Są już po pierwszym odrobaczaniu, które starsze koty zademonstrowały luźną "kupą". Cała chałupa do sprzątania. Nic jednak nie zastąpi widoku szóstki cudaków : Amy (najmniejszej i najsłabszej), Abi, Abry, Ajaxa (uwielbiany przez wszystkich i wcześniej zwany przeze mnie Amorem),Alexa i Atosa. Dwa zdejęcia oddają moją miłość. A Elliot ma się świetnie pod opieką Macieja.


W pracy istny Sajgon. Nie zdawałam sobie sprawy, że może być taki stan w dzisiejszym świecie. Wyzwanie? - damy radę. Ludzie chcą zmiany a to najważniejsze:)

czwartek, 22 lipca 2010

10 dni szczęścia

Coś się niedobrze pozmieniało w sposobie publikacji. Może się zdarzyć że będzie podwójnie.
Kociaki są cudne i zaczynaja chodzić. Mają już otwarte szeroko oczy i są bardzo ciekawe świata. Zaczynają wybierać się na wędrówki

czwartek, 15 lipca 2010

Mamy cudne kociaki

Uwaga uwaga. Nasza Daisy 13 lipca nad ranem urodziła bardzo urodziwą szóstkę kociaków. Trzy są białe, dwa czarne szylkretki i popielaty. Kicia miała wielkiego stresa, ale ja jeszcze większego.
Pierwsze kocię - białe urodziło się 10 min po pólnocy, później były dwa czarne, popielaty i na końcu dwa białaski. Skończyło się ok. 4.
Nie odkryłam jeszcze płci, bo nie chcę ich męczyć.

sobota, 26 czerwca 2010

Gaziki pod Iglicą

Tydzień temu Twierdza Wrocław zorganizowała zlot pojazdów militarnych - pierwszą swoja imprezę we Wrocławiu. W niedziele była parada- przejazd kolumny samochodów przez Wrocław, a później prezentacja pojazdów pod iglicą. Sporo właścicieli zabytkowych samochodów i motocykli wojskowych zdecydowalo się wziąć udział - ok. 30.
Mnie się bardzo podobało. O wszystkie te pojazdy właściciele bardzo dbają i je pieczołowicie restaurują.
Jak ktoś jest bardziej zainteresowany podaję link do strony stowarzyszenia
http://twierdzawroclaw.org/

czwartek, 17 czerwca 2010

Mańczakalia 2010

Niestety nie będzie zdjeć,  a tylko parę słów. Szkoda, ale zupełnie nie miałam głowy.
Uwielbiam te nasze imprezy chociaż w tym roku popsuła je pogoda. Miało być przyjcie na tarasie na otwartym powietrzu, tak by wszyscy czuli, że przesunięcie z lutego jest dobre i miłe. Niestety pół godziny przed imprezą przyszło załamanie pogody i biegałam jak opętana nie wiedząc co zrobić.
Jedno jest pewne, goście dopisali i pomimo tego, że nie bardzo miałam czas by porozmawiac było sympatycznie i miło.
Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że kocham karmić ludzi dobrym jedzonkiem - a było tego ...
Szparagi z szynka parmeńską pod beszamelem, zupy grzybowa i chowder, indyk  flambirowany w sosie winogronowym, kacze piersi z żurawina, sola na łożu szpinakowym i klasyczne zrazy wołowe w sosie prawdziwkowym. Do tego surówki i salaty...
Och się działo, a na deser dwa ciasta moje ulubione z galaretką i wuzetka (ciasta niestety nie mojej produkcji - ale moja kochana pani Basia jest mistrzynią) Szkoda tylko ze nie doszedł do skutku koncert Trzynastej - pogoda, goście kórzy wczesniej wyjechali i przygody młodzieży. Za to na drugi dzień młodzież wygrała konkurs radiowy a na koncercie było rzeczywiście wspaniale. Mają chłopaki "power" i talent - chyba im nawet tego zazdroszczę - ale cudnie grają ....

niedziela, 30 maja 2010

Znów pożegnanie

We czwartek wieczorem - tylko moi ludzie. Piękne podziękowania za lata pracy, wsparcie i zrozumienie. No i te oklaski, które mnie kompletnie rozłożyły. Byłam wzruszona a kolumny które dostałam uzupełniły komplet gadżetów z "i" na początku. Grają pięknie a jak dałam pełną moc to aż koty pouciekały z wrażenia. DZIĘKUJĘ za to wszystko. Bezcenne momenty, wspólna pracę i dobre ciepłe uczucia, którymi żeśmy się dzielili przez długie lata.

czwartek, 13 maja 2010

Po pożegnalnym przyjęciu

To bardzo dziwne uczucie, coś jakby rozwód - 19 lat ... Było bardzo miło i ciepło, a niespodzianka - pożegnalne prezenty po prostu super. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą doskonale że jestem gadżeciarą. No i dostałam "pożądany gadżet roku 2010" - piękny ipad. Niestety dzisiaj nie mogę :( zacząć się nim cieszyć. Bezpieka wie o co chodzi. Niedługo weekend i dopiero sobie poużywam.
Piękne filiżanki i wazony będą ze mną zawsze i przypominać mi będą o dobrych czasach, ale przede wszystkim o ludziach, bez których  nic nie byłoby takie treściwe i pełne.
Zdjęcia z imprezy może będą. Trzymałam się mocno ale troszkę pękłam pod koniec.

niedziela, 9 maja 2010

Po majówce

Nieco opóźnienia, bo już tydzień minał od uroczej majówki. Bawilismy się świetnie. Pogoda też była nienajgorsza pomimo zapowiedzi, że będzie lało.



Willis też był w Jarach - była zabawa ...







Owszem najzimniej i najbardziej deszczowo było w poniedziałek, akurat wtedy kiedy ognisko miało byc u nas. Zrobiliśmy więc obiad i było przeuroczo.
Zaczęło się groźnie od inwazji ślimaków na żaby :)


Później tylko dobre humory, dobre jedzenie i dobrze uświęcony Dzień Konstytucji 3 Maja.

środa, 28 kwietnia 2010

Zmiana pracy domiunuje

Wszystkim, którzy wiedzą i wierzą, życzę tak oddanych ludzi, prawdziwych wzruszeń i pomimo wszystko twierdzenia, że instytucje to ludzie, a nie suche nazwy i liczby,  mówię że losy nas mogą spotkać w najbardziej nieoczekiwanych chwilach. Jeśli przeczytacie to duży szacunek i podziękowania. Niech nikt kto na to nie zasłużył nie przyłącza się do tej ekipy. Byłoby złe i niemoralne :)

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Wielkie zmiany i piękna wiosna

Zmiana zasadnicza,bo dotyczy bardzo dużej części życia. Zmieniam pracodawcę. Po 19  latach to naprawdę trudna decyzja. Jestem ideowcem i dlatego chcę robić dobrze to co powinien CIO. Dlatego zmieniam barwy.  Poza tym wiosna i najprzyjemniejszy czas. Zdjęcia będą za tydzień, a nowe atrakcje kulinarne też wkrótce.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Dopiero dzisiaj

Smutek, płacz, trudna do zniesienia pustka bytu. Wartości wracają jak bumerang. Czy zawsze musimy mieć rację, czy zawsze musimy się spieszyć, czy zawsze praca jest najważniejsza, czy poczucie wspólnoty narodowej jest dzisiaj zbyt staromodne?
wiele innych pytań i emocje - 96 ludzi ważych dla kraju zginęło w jednym momencie.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Wielkanoc

Bez Szarańczy smutno, ale mimo to, te Święta są bardzo wyjątkowe. Zaczęło się w Wielki Piatek od .... malowanie pisanek. Pomysł na zorganizowanie wspólnego malowania pisanek w naszej jarskiej świetlicy był super. Nie zdawałam sobie sprawy, że w Jarach jest tyle dzieciaków. Ale miały ubaw,  te troche starsze też. Bardziej skupiłam się co prawda na wybieraniu spośród pomalowanych przez artystę pisanek niż na malowaniu własnych, ale jedną namalowałam. Te kupione świetnie przystroiły stół wielkanocny.

Później było gotowanie. Miałam tylko troszke, ale wyszło jak zawsze, nie potrafię ograniczyć się do porcji dla dwóch osób.

Niedziela wielkanocna sprawiła nam ogromną niespodziankę - piękną pogodą. Prawdę powiedziawszy nie pamiętam czy kiedykolwiek do śniadania świątecznego siadalismy tak wcześnie, o 8 rano.

Po południu ognisko - wspaniałe zwieńczenie świątecznego dnia. U Marty i Boba zebrało się całkiem sporo osób. Pośmialismy się i nawet trochę pośpiewaliśmy.
Lany poniedziałek nas podlewa od rana deszczem, ale na horyzoncie pojawia się trochę slońca. Może uda się chociaż na chwilę wyjść na spacer.
A koty tez świętowały

No właśnie .... :)

czwartek, 1 kwietnia 2010

Idą święta

Nie wiem jak będą wyglądały te święta. Od bardzo już długiego czasu nie spędzaliśmy ich bez naszej "kochanej Szarańczy". Bardzo będę za nimi tęskniła. Z jedzonka będzie oczywiście żurek, biała kiełbaska, szynka, sałatka i inne pyszności np. baba drożdżowa.
Ale przedtem jeszcze jedno zdjęcie z gór.

sobota, 20 marca 2010

Zupy, zuppy, zuppppy.....

Baza ciągle ta sama czyli wywar mięsno-warzywny i do tego duszone na oliwie różne rzeczy. Ostatnio - jeszcze przed wyjazdem w góry - zrobiłam zupę według tego przepisu tylko zamiast fasoli dodałam uduszone na dwóch łyżkach oliwy ciemne pieczarki w płatkach. Na koniec śmietana i koperek - pycha. Naprawdę zacznę robić zdjęcia swojego jedzonka. Na nartach też było super. Przywiezione obiady (Asiu dziękuję i zapraszam w sposób stały na weekendy) były super. wzbogacone o zieleninę dawały nam niekłamaną radość bycia i życia. To zasługa ASI jeszcze raz dziękuję
D

czwartek, 18 marca 2010

Narty

Dzisiaj niestety bez zdjęcia, bo głównie filmowaliśmy. Wyjazd na narty był bardzo udany. Wszyscy mi mówlli, że zrobiłam postępy - w następnym tygodniu to zweryfikuję. Miałam bardzo trudny moment  i wszyscy uczestnicy byli przeze mnie narażeni na moją ciężką frustrację, ale po cichu wierzę że mi wybaczyli. Powietrze pogoda i nastroje były wspaniałe.

poniedziałek, 1 marca 2010

Przyjemności

Każdy czerpie przyjemność z innych rzeczy. Teraz kilka przede mną i przed Miśkiem.
Misiek zaczyna sezon - oj będzie jeździł i szalał Willisem.

Ja cieszę się wiosną która niedługo nadejdzie i roślinami, już szykującymi się do skoku. Ale juz za tydzień śnieg i "Ale Alpy!!!!!".

Zupa fasolowa na bazie przepisu Pascala Brodnickiego wychodzi super. Trochę uprościłam i to pomogło a przyprawiłam klasycznie - majerankiem (http://poprostugotuj.home.pl/index.php?page=11&recipe=803). Nie dodałam przecieru pomidoroweo i parmezanu - niestety nie miałam pod ręką a zamiast pietruszki dodałam wspomniany majeranek. Dla mnie pycha, ale przetestuję też na gościach. Obiecuję sobie, że zacznę robić zdjęcia potraw - niestety nie ma jeszcze sposobu na przesyłanie smaku i zapachu przez internet :(

sobota, 20 lutego 2010

środa, 17 lutego 2010

To nie przyjemność

Złapała mnie infekcja - katar, gardło ból głowy. Nic przyjemnego. Na dodatek nie moge się przygotować do urlopu. będzie ciężko na nartach. Koty ze mną i usiłują mi uprzyjemnić beznadzieję choroby, ale z dnia na dzień będzie lepiej. Ważna decyzja podjeta.

sobota, 13 lutego 2010

Dzisiaj rocznica

Od naszego ślubu minęło tyle lat... Wówczas nie wyobrażałam sobie, że można byc ze sobą tak długo.

To był dość ładny dzień, świeciło słoneczko, było niezbyt zimno, ale za to stan wojenny.

Nie mamy zbyt dużo zdjęć z tego wydarzenia. Było ciężko bo musieliśmy skończyć przyjęcie weselne na tyle wcześnie żeby wszystkim gościom udało się wrócić do domów lub hotelu przed godziną policyjną. Co za czasy.
Dzisiaj niestety też siedzimy w domu ale z powodu choroby Miśka. Jesteśmy szczęśliwi